„On pukał do drzwi naszych” – Ernest Bryll
On
pukał do drzwi naszych. A my zatajeni
Z
zaciśniętym oddechem siedzieliśmy w ciszy
I każdy
z nas udawał – pukania nie słyszy.
On
pukał do drzwi naszych. A my przytuleni
Do
betonowych ścianek naszego mieszkania,
Do
mebli z takim trudem znalezionych w sklepach
Do
makatek, co kryły na tynku spękania,
Chcieliśmy
mieć choć chwilę spokoju…
On czekał.
On czekał.
Przez
drzwi z cieniutkiej dykty słychać, jak waliło
Jego serce. Nierówno. Jakby zadyszane.
Pewno dlatego, że miał w sercu ranę
Albo może zwyczajnie winda nawaliła
Jego serce. Nierówno. Jakby zadyszane.
Pewno dlatego, że miał w sercu ranę
Albo może zwyczajnie winda nawaliła
I szedł
pieszo na piętra…
Jak my właziliśmy
Z tą ciężką szafą, wersalką i stołem,
Jak my właziliśmy
Z tą ciężką szafą, wersalką i stołem,
On
dyszał teraz – jak my dyszeliśmy.
Żeby zamienić ściany tak więzienne gołe
W miękkość mieszkania…
Żeby zamienić ściany tak więzienne gołe
W miękkość mieszkania…
-
Panie, może potem
Jak kurz zetrzemy z podłóg. Jak wróci ochota
Zobaczyć kogoś.
Jak kurz zetrzemy z podłóg. Jak wróci ochota
Zobaczyć kogoś.
Nie
stój nam za drzwiami,
Nie człap po nocach pustymi schodami,
Nas teraz w domu nie ma. My nie wiemy sami
Nie człap po nocach pustymi schodami,
Nas teraz w domu nie ma. My nie wiemy sami
Czy tam
w sobie jesteśmy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz