Mówić sercem i z serca - medytacja biblijna
Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami! Lecz On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: Panie, dopomóż mi! On jednak odparł: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.
Prosić to ludzkie
Kobieta kananejska. Nie poddaje się niemocie. Dziś takie sprawy każe się załatwiać w prywatności, bez krzyku na zewnątrz, byle tylko nie robić zamieszania. Boli ją i nie boi się krzyczeć. I o żaden ekshibicjonizm tu wcale nie idzie. Głupcami jesteśmy dusząc w sobie cierpienie, które nosimy. Niewypowiedziane staje procesem, który doprowadza do wybuchu wulkanu i wylania się lawy niszczącej wszystko na swej drodze. Cierpienie może pomieszać w głowie! Wsłuchajmy się w wołanie matki, której córka ma się bardzo źle.
Dlaczego chcemy ukrywać takie doświadczenia? Przed kim (i dlaczego) chcemy zabłysnąć? Bo o pomoc prosić trzeba? A to takie upokarzające? Tak? Na pewno? Przecież człowiek będąc stworzonym jest zależny czyli potrzebuje pomocy. Udając, że jej nie potrzebuje, że jest samowystarczalnym ogłasza, że wszystko jest w porządku.
Proszenie to ludzka postawa nikomu nie uwłaczająca. Co więcej, zaznacza ona, że jesteśmy świadomi tego, kim jesteśmy. Liczyć nam trzeba na Boga! Ta kobieta z ewangelii robiła co po ludzku możliwym było, a kiedy się okazało, że człowiek nic nie może zwróciła się do Pana i to z jaką mocą.
Niespełnione zachcianki
Tak brzydko ją potraktował, myśli wielu z nas. Nawet nie odezwał się ani jednym słowem. Zbył ją. Czyżby Bóg odrzucał proszącego o pomoc? Czyżby nie interesował się potrzebującym? Jeśli taki jest nasz tok myślowy to podobni jesteśmy do uczniów. Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Nie potrafią znieść krzyku bólu serca matki walczącej o swe dziecko. Bo ten krzyk w ich uszach rozbrzmiewa jak wielki bijący dzwon, dzwon prawdy o nas i naszym życiu. Lepiej zagłuszyć, zatkać uszy i nic nie słyszeć. Tak naprawdę jeśli myślimy, że brzydko ją potraktował to nie mamy na uwadze jej tylko nas samych i nasz święty spokój.
Kobieta kananejska wiedziała kogo prosi i wierzyła, że otrzyma pomoc (wystarczy wsłuchać się w pochwałę jej wiary). My obrażamy się na Pana, bo nie jest na nasze skinienie, bo nie spełnia wszelkich naszych zachcianek, które bezczelnie i przewrotnie nazywamy prośbami nie cierpiącymi zwłoki w ich spełnieniu.
Bóg wcale nie chce, żebyśmy poniżali się. Słyszymy, że dziś ludzie gotowi się na wszystko, by coś osiągnąć. Na największe poniżanie, byle tylko do celu dojść (są też tacy, którzy to wykorzystują!). Pan szanuje człowieka i jego godność. Gdyby ta kobieta poczuła się poniżona nie prosiłaby z taką natarczywością. Nie straciła głowy wobec ogromu doświadczanego cierpienia. Jakże wspaniale i umiejętnie rozmawia z Panem Jezusem! Pertraktacje? Sztuka manipulacji? Nie. To serce, które przemawia do serca, to matka, która kocha dziecko i wierzy, że w Bogu znajdzie siłę.
o. Robert Więcek SJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz