"Chodźcie i zobaczcie..." J 1,39a

"Chodźcie i zobaczcie..." J 1,39a
"Chodźcie i zobaczcie..." J 1,39a

Życie jest wielkim darem Bożym,

jak chcesz je wykorzystać?

Pomyśl, Pomódl się i Podejmij decyzję!!!

bł. ks. Jakub Alberione

…wspieramy Cię naszą modlitwą i posługą…
UCZENNICE BOSKIEGO MISTRZA

sobota, 27 sierpnia 2011

Powrót z Madrytu

Wróciłyśmy z Madrytu. Przywiozłyśmy ze sobą nową siostrę i teraz jest nas pięć :) Siostra Anna pochodzi z Ukrainy i dołączyła do nas ze wspólnoty w Czechach. Spotkałyśmy się w Madrycie wiedząc już, że po powrocie do Polski będziemy razem we wspólnocie.







W Madrycie spotkałyśmy nasze siostry z różnych krajów, na przykład z Portugalii...


A to nasi - w pełnym rynsztunku



Czasem jedliśmy wszystko co zjadliwe z osobliwego zestawu typu PIKNIK, innym razem trafiały się hiszpańskie przysmaki jak na przykład ta oto smakowita PAELA
A tu my z grupą Meksykanów. Często młodzi z różnych stron świata prosili o zdjęcie. Jeśli zbierałybyśmy za każdą fotkę "łan euro" to mogłybyśmy kupić lody dla całego autokaru...


Lotnisko Quattro Vientos - w oczekiwaniu na Ojca Świętego. Można było spotkać Polaków z różnych stron Ojczyzny.

Było około 45 stopni więc strażacy polewali nas wodą, wskutek czego wielu z nas uniknęło udaru...
W czasie podróży nawiedzaliśmy różne miejsca. Na przykład sanktuarium maryjne w Montserrat, na trasie z Barcelony do Madrytu.
W drodze powrotnej Notre Dame w Paryżu. A w okularach Edyty odbija się bazylika świętego Marka w Wenecji.

Ojciec Święty podczas powitania na Plaza de Cibeles. Na pobliskich ulicach rozstawiono telebimy, dzięki czemu wszyscy mogli dokładnie śledzić przebieg wydarzeń.

W Madrycie odwiedziłyśmy wspólnotę naszych Sióstr. Tam spotkałyśmy się z nowicjuszkami z międzynarodowego nowicjatu w Rzymie.


Patronem Światowych Dni Młodzieży w Madrycie był błogosławiony Jan Paweł II





Zobacz GALERIĘ

XXII niedziela zwykła

Mt 16,21-27  

Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie (Mt 16,17).

Dzisiaj czytamy, że po pierwszej zapowiedzi męki i śmierci w Jerozolimie św. Piotr bierze Pana Jezusa na bok i zaczyna robić Mu wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie (Mt 16,22). W odpowiedzi słyszy:

Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie (Mt 16,23).

Co się stało pomiędzy jedną a drugą reakcją Pana Jezusa? Dlaczego św. Piotr był bliski Boga Ojca, a zaraz potem został nazwany szatanem?

Te dwie krótkie, następujące po sobie sceny, odsłaniają bardzo istotną tajemnicę naszego serca. Obydwie wypowiedzi św. Piotra były spontaniczne i wyrastały z jego serca. Pierwsza - jako odpowiedź na pytanie Pana Jezusa: A wy za kogo Mnie uważacie? (Mt 16,15) - stała się wyznaniem wiary, która pojawiła się w sercu na podstawie doświadczenia spotkania z Jezusem. Druga natomiast wyrosła z bardzo ludzkiego zatroskania o dobro Pana Jezusa, ale wynikła z osobistych wyobrażeń św. Piotra na temat mesjasza. Miał on być królem i zwycięzcą, miał wyzwolić Izraela, co rozumiano wówczas bardzo konkretnie, jako wyzwolenie od panowania pogan, czyli od panowania Rzymian. Jakże zatem mógłby mesjasz wycierpieć wiele i zostać zabity?! Nie mieściło się to w umyśle Żydów. Zresztą po zmartwychwstaniu, kiedy uczniowie już zrozumieli właściwy sens wypowiedzi Pana Jezusa, spotykali się z takim samym oporem u Żydów. Święty Paweł powie, że krzyż był dla Żydów zgorszeniem, dosłownie skandalem.


Otóż „myślenie o tym, co ludzkie" odnosi się do pragnienia zachowania życia w jego doczesnym kształcie. A to jest w zupełnej sprzeczności z tym, co przynosi nam Pan Jezus. Ten, kto chce to życie zachować, straci je, bo ono z natury swojej przemija. Prawdziwe życie polega na czymś zupełnie innym. I to samo mówi św. Paweł w przytoczonym na wstępie zdaniu: abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą. Nie zachęca nas do jakiejś skrajnej ascezy, jak byśmy tę jego wypowiedź rozumieli, ale prosi, abyśmy nie szli za naszymi naturalnymi skojarzeniami odnośnie do tego co jest dobre, a co złe - co własnie stało się przyczyną tak drastycznej oceny wypowiedzi św. Piotra. Ciało dla św. Pawła to nie fizyczna strona człowieka, ale wszystko to, co nas wiąże z tym światem i życiem takim, jakie tutaj prowadzimy, w szczególności z wszystkimi namiętnościami: pragnieniem sławy, bogactwa, rozrywki. Życie według ciała, dla św. Pawła, to ubieganie się o te dobra z jednoczesnym zapomnieniem, że przemija postać tego świata i trzeba będzie stanąć przed Bogiem; że to życie jest jedynie przejściem, a nie naszym życiem w jego ostatecznym kształcie.

Zobaczymy, jak niewielka, wydawałoby się, zmiana wewnętrznego skupienia daje tak drastyczną różnicę w ocenie Pana Jezusa! Różnica jest jednak bardzo istotna, polega na różnicy źródła, z którego czerpiemy: z Bożego natchnienia, czy z naszej wyobraźni urobionej przez świat. Ponieważ to, co panuje na świecie, tak mocno na nas oddziałuje, że trudno nam się od niego oderwać i inaczej nań spojrzeć. Wymaga to prawdziwego zapierania się siebie i pójścia często wbrew swoim wyobrażeniom. Na tym polega krzyż. Nie jest on po prostu cierpieniem. Można cierpieć i w cierpieniu się pogrążyć, popaść w rozpacz i ostatecznie zniszczyć samego siebie. Aby cierpienie stało się zbawiającym krzyżem, musi zostać przyjęte w zawierzeniu Chrystusowi, jako udział w Jego krzyżu. To jest trudne. O wiele łatwiej nam w cierpieniu narzekać, wylewać swoje pretensje i złości na los, świat, innych ludzi czy nawet samego Boga. Zawierzenie w cierpieniu jest niezmiernie trudne, ale też najbardziej owocne. Pan Jezus zapewnia w takim przypadku życie, czyli zbawienie. Zobaczmy, że tak właśnie stało się z tak zwanym „dobrym łotrem" na krzyżu. Właśnie jego zawierzenie mimo ogromnego cierpienia przyniosło zapewnienie: „dziś będziesz ze Mną w raju!".

sobota, 20 sierpnia 2011

21 Niedziela Zwykła, rok A

 

Iz 22,19-23; 

Rz 11,33-36;

Mt 16,13-20

Dzisiaj Kościół daje nam do przemyślenia pewien wymiar tajemnicy Kościoła. Święty Paweł w pierwszym czytaniu, stając wobec niepojętej tajemnicy Jego zamysłu zbawczego, pisze: O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! (Rz 11,33). Ten zamysł jest dla nas zdumiewający. Nie jesteśmy w stanie w całości go zrozumieć. Poznamy go, kiedy przejdziemy do „domu Ojca". Póki jesteśmy tutaj, na ziemi, nie rozumiemy go w pełni. Odsłania się jedynie wobec nas cząstka jego tajemnicy.

Dla św. Pawła i całego pokolenia apostołów przejawiła się ona wpierw i przede wszystkim w sposobie, w jaki Bóg zbawia - przez miłość do końca, przez przyjęcie krzyża, poddanie się męce i śmierci Syna Bożego. Ta tajemnica przerosła wszystkich. Dopiero Duch Święty odsłonił sens tego dzieła, którego do dzisiaj w pełni nie rozumiemy. Drugim szokiem dla apostołów było udzielenie poganom daru Ducha Świętego i pokazanie przez to, że i oni mają udział w zbawieniu. I właśnie wobec tej tajemnicy św. Paweł staje zdumiony i zadziwiony - w dzisiejszym drugim czytaniu. Pierwszym, który ochrzcił pogan, jak wiemy, był św. Piotr. On jest także bohaterem dzisiejszej Ewangelii. Pan Jezus mówi do niego:


Ty jesteś Piotr - Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16,18n).

Jest to odpowiedź na jego wyznanie wiary w Jezusa jako Mesjasza Bożego. Ważne dla Jezusa było to, że „ciało i krew nie objawiły mu tej prawdy, lecz Ojciec, który jest w niebie" (zob. Mt 19,17). Dla Jezusa to kryterium jest podstawowe. Przyszedł przecież pełnić wolę Ojca. Chwilę później Piotr usłyszy ostrą reprymendę: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie (Mt 16,26). Tutaj kryterium jest także zgodność lub brak takiej zgodności z wolą Ojca. Można się zastanawiać, dlaczego Pan Jezus wybrał właśnie Piotra, a nie innego apostoła, np. św. Jana, którego bardzo miłował? Przecież jedynie Jan pozostał przy swoim Mistrzu aż do samej śmierci, a Piotr się Go zaparł (!), o czym Pan Jezus wcześniej wiedział. To także wynika z wielkiego misterium Bożego zamysłu zbawczego. Być może, powodem było właśnie doświadczenie własnej słabości. W rozmowie po zmartwychwstaniu Pan Jezus pytał Piotra trzykrotnie o miłość. W końcu Piotr powiedział: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham (J 21,17). Dopiero kiedy wiemy, że sami nic nie do końca nie wiemy, że niczego nie możemy sami uczynić, że wszystko jest w Jego ręku, stajemy się gotowi prawdziwie służyć. Piotr, który miał stać się skałą, musiał tego bardzo głęboko doświadczyć w swoim życiu.

Jednocześnie Piotr stał się przykładem ogromnego miłosierdzia Bożego wobec kogoś, kto upadł. Pan Jezus przyszedł uzdrowić i zbawić tych, którzy są słabi i pogubieni. Dlatego też nie przypadkiem właśnie Piotr rozpoznał, że zbawienie stało się także udziałem pogan (zob. Dz 11,18). Dla nas ta prawda nie jest już żadnym zaskoczeniem, sami wywodzimy się z ludów pogańskich, choć już od ok. 1000 lat ochrzczonych. Niemniej misterium Bożego miłosierdzia i dla nas jest wielką tajemnicą. I nam czasem wydaje się, że wiemy, komu Bóg powinien udzielić życia wiecznego, a komu nie. Nawet burzymy się, że może zbawienie otrzymać ktoś, kto całe życie był złym człowiekiem i skrzywdził wielu. Takie pretensje świadczą o tym, że ciągle nie rozumiemy tej ogromnej tajemnicy Bożego zamysłu, który pragnie zbawić wszystkich, a nie tylko wybranych, pobożnych i uczciwych ludzi. Dlatego też bardzo różne są ścieżki Boże w sercach ludzkich. Nikt z nas ich nie zna, nikt z nas nie był doradcą Boga w Jego działaniu. Jesteśmy jedynie uczestnikami wielkiego misterium realizacji Jego wielkiego planu zbawienia. Sami mamy w nim jakiś skromny, niewielki udział.


Zdumiewający dla nas jest nie tylko ogrom miłości Boga, ale także Jego odwaga przekazania słabemu człowiekowi odpowiedzialności za rozwój Bożego królestwa na ziemi. Władza kluczy oznacza właśnie taką odpowiedzialność. Dobrze ilustruje to dzisiejsze pierwsze czytanie, w którym prorok Izajasz mówi o odebraniu kluczy Szebnie, a przekazaniu Eliakimowi. I z historii wiemy, że różnie bywało z uczciwością sprawowania władzy w Kościele na różnym szczeblu. Były momenty, które budzą nasz sprzeciw i zgorszenie. Jednak Boże zawierzenie słabemu człowiekowi jest większe, niż sobie to wyobrażamy. Skąd taka wiara, gdy jednocześnie wie On doskonale, jacy jesteśmy?! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!





poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

15 sierpnia
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Prawdę o Wniebowzięciu NMP ogłosił jako dogmat wiary papież Pius XII 1 listopada 1950 r. w Konstytucji apostolskiej "Munificentissimus Deus":

"...powagą Pana naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła i Naszą, ogłaszamy, orzekamy i określamy jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej" (Breviarium fidei VI, 105)

Wniebowzięcie Maryi Orzeczenie to Ojciec święty wypowiedział uroczyście w bazylice św. Piotra w obecności prawie 1600 biskupów i niezliczonych tłumów wiernych. Orzeczenie to oparł nie tylko na dogmacie, że kiedy przemawia uroczyście jako wikariusz Jezusa Chrystusa na ziemi w sprawach prawd wiary i obyczajów, jest nieomylny, ale także dlatego, że ta prawda była od dawna w Kościele uznawana. Papież ją tylko przypomniał, swoim najwyższym autorytetem potwierdził i usankcjonował.

Przekonanie o tym, że Pan Jezus nie pozostawił ciała swojej Matki na ziemi, ale je uwielbił, uczynił podobnym do swojego ciała w chwili zmartwychwstania i zabrał do nieba, było powszechnie wyznawane w Kościele katolickim. Już w VI wieku cesarz Maurycy (582-602) polecił obchodzić na Wschodzie w całym swoim państwie 15 sierpnia osobne święto dla uczczenia tej tajemnicy. To oznacza, że święto to musiało lokalnie istnieć już wcześniej, przynajmniej w V w. W Rzymie istnieje to święto z całą pewnością w wieku VII. Wiemy bowiem, że papież św. Sergiusz I (687-701) ustanawia na tę uroczystość procesję. Papież Leon IV (+ 855) dodał do tego święta wigilię i oktawę. Z pism św. Grzegorza z Tours (+ 594) dowiadujemy się, że w Galii istniało to święto już w VI w. Obchodzono je jednak nie 15 sierpnia, ale 18 stycznia. W mszale na to święto, używanym wówczas w Galii, czytamy, że jest to "jedyna tajemnica, jaka się stała dla ludzi - Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny". W prefacji zaś są słowa:

Tę, która nic ziemskiego za życia nie zaznała, słusznie nie trzyma w zamknięciu skała grobowa.

U Ormian uroczystość Wniebowzięcia Maryi rozpoczyna nowy okres roku kościelnego. Liturgia ormiańska na ten dzień mówi m.in.:

Dziś duchy niebieskie przeniosły do nieba mieszkanie Ducha Świętego. (...) Przeżywszy w swym ciele życie niepokalane, zostałaś dzisiaj owinięta przez Apostołów, a przez wolę Bożą uniesiona do królestwa swojego Syna.

W liturgii abisyńskiej, czyli etiopskiej, w tę uroczystość Kościół śpiewa:

W tym dniu wzięte jest do nieba ciało Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej, naszej Pani.

15 sierpnia obchodzą pamiątkę tej tajemnicy również Chaldejczycy, Syryjczycy i Maronici. Kalendarz koptyjski pod dniem 21 sierpnia opiewa Wniebowzięcie ciała Matki Bożej do nieba.

Wniebowzięcie Maryi Bywają różne nazwy dzisiejszej uroczystości: Wzięcie, Przejście, Zaśnięcie, Odpocznienie Maryi itp. Nie wszyscy Ojcowie Kościoła, zwłaszcza na Wschodzie, byli przekonani o fizycznej śmierci Matki Najświętszej. Dlatego także Pius XII w swojej Konstytucji Apostolskiej nie mówi nic o śmierci, a jedynie o chwalebnym uwielbieniu ciała Maryi i jego wniebowzięciu. Kościół nie rozstrzygnął zatem, czy Maryja umarła i potem została wzięta do nieba z ciałem i duszą, czy też przeszła do chwały nie umierając, lecz "zasypiając", jak głosi wschodnia tradycja.

Niemniej jasne i stanowcze są wypowiedzi Ojców Kościoła. Na Zachodzie pierwszą wzmiankę o tym niezwykłym przywileju Maryi podaje św. Grzegorz z Tours: (+ 594):

I znowu przy Niej stanął Pan, i kazał Jej przyjąć święte ciało i zanieść w chmurze do nieba, gdzie teraz połączywszy się z duszą zażywa wraz z wybranymi dóbr wiecznych, które się nigdy nie skończą.

Św. Ildefons (+ 667):

Wielu przyjmuje jak najchętniej, że Maryja dzisiaj przez Syna Swego (...) do pałaców niebieskich z ciałem została wyniesiona.

Św. Fulbert z Chartres (+ 1029) pisze podobnie:

Chrześcijańska pobożność wierzy, że Bóg Chrystus, Syn Boży, Matkę swoją wskrzesił i przeniósł Ją do nieba.

Św. Piotr Damiani (+ 1072) tak opiewa wielkość tajemnicy dnia Wniebowzięcia:

Wielki to dzień i nad inne jakby jaśniejszy, w którym Dziewica królewska została wyniesiona do tronu Boga Ojca i posadzona na tronie. (...) Budzi ciekawość aniołów, którzy Ją pragną zobaczyć. Zbiera się cały zastęp aniołów, aby ujrzeć Królową, siedzącą po prawicy Pana Mocy w szacie złocistej w ciele zawsze niepokalanym.

Z innych świętych można by wymienić: św. Anzelma (+ 1109), św. Piotra z Poitiers (+ 1112), św. Bernarda (+ 1153) i św. Bernardyna (+ 1444).

Wniebowzięcie Maryi Najpiękniej jednak o tej tajemnicy piszą Ojcowie Wschodu. Św. Jan Damasceński (+ ok. 749) podaje, jak cesarzowa Pulcheria (ok. roku 450) wystawiła kościół ku czci Matki Bożej w Konstantynopolu i prosiła listownie biskupa Jerozolimy Juwenalisa o relikwie Matki Bożej. Juwenalis odpisuje jej na to, że relikwii takich nie ma, gdyż ciało jej zostało wzięte do nieba "jak to wiemy ze starożytnego i bardzo pewnego podania". Z kolei św. Jan Damasceński opisuje śmierć Maryi Panny w otoczeniu Apostołów:

Kiedy zaś dnia trzeciego przybyli do grobu, aby opłakiwać Jej zgon, ciała już Maryi nie znaleźli.

Kazanie swoje kończy refleksją:

To jedynie mogli pomyśleć, że Ten, któremu podobało się wziąć ciało z Dziewicy Maryi i stać się człowiekiem; Ten, który zachował Jej nienaruszone dziewictwo nawet po swoim narodzeniu, uchronił Jej ciało od skażenia i przeniósł je do nieba przed powszechnym ciał zmartwychwstaniem. (...) W czasie tego wniebowzięcia, o Matko Boża, wojska anielskie przejęte radością i czcią okryły swoimi skrzydłami Twoje ciało, wielki namiot Boży.

Św. Modest, biskup Jerozolimy (+ 634), niemniej pewnie opowiada się za tajemnicą Wniebowzięcia Maryi:

Jako najchwalebniejszą Matkę Chrystusa, Zbawcy naszego, który jest dawcą życia i nieśmiertelności, wskrzesił Ją z grobu i wziął do siebie w sposób sobie wiadomy.

Św. Andrzej z Krety (+ 740):

Był to zaiste nowy widok, przechodzący siły rozumu, gdy niewiasta, która swoją czystością przewyższała niebian w ciele (swoim) weszła do niebieskich przybytków. Jak przy narodzeniu Chrystusa nienaruszonym był Jej żywot, tak samo po Jej śmierci nie rozsypało się Jej ciało. O dziwo! Przy porodzeniu pozostała nieskażoną i w grobie również nie uległa zepsuciu.

Św. German, patriarcha Konstantynopola (+ 732) w kilku kazaniach sławi tę tajemnicę, a nawet opisuje przymioty ciała Maryi po jej wzięciu do nieba:

Najświętsze ciało Maryi już powstaje z martwych, jest lekkie i duchowe, gdyż zostało już przemienione na zupełnie nieskazitelne i nieśmiertelne. (...) Tak jak napisano, jesteś piękna i Twoje dziewicze ciało jest święte, jest przybytkiem Boga i dlatego zostało zachowane od obrócenia się w proch. (...) Niemożliwym było, aby Twoje ciało, to naczynie godne Boga, w proch się rozsypało po śmierci. (...) Ciało Twoje dziewicze jest całkiem święte, choć jest ciałem ludzkim. Ponieważ dostąpiło najdoskonalszego żywota nieśmiertelnego (...) nie może ulec śmierci.

Św. Kosma, biskup z Maiouma (+ 743), mówi:

Rodząc Boga, Niepokalana, zdobyłaś palmę zwycięstwa nad naturą, (...) zmartwychwstałaś dla wieczności. Grób i śmierć nie mogą zatrzymać pod swoją władzą Bogurodzicy.

Wniebowzięcie Maryi Teolodzy Kościoła usiłują nie tylko stwierdzić fakt istnienia tej tajemnicy, ale także go uzasadnić. O tej tajemnicy pisali św. Tomasz z Akwinu (+ 1274), św. Albert Wielki (+ 1280), Jan Gerson (+ 1429), Suarez (+ 1617) i inni. Kiedy w XV w. Jan Marcelle w kazaniu na Wniebowzięcie Maryi wypowiedział zdanie, że "nie jesteśmy wcale zobowiązani pod grzechem śmiertelnym wierzyć, że Maryja została z ciałem do nieba wziętą", gdyż nie jest to dogmat, cały fakultet uniwersytetu paryskiego wystąpił z całą stanowczością przeciwko niemu i zażądał, by te słowa odwołał, gdyż tego rodzaju wypowiedź pobrzmiewa herezją i jest sprzeczna z ogólnie wyznawaną prawdą.
Pisarze kościelni podkreślają, że skoro Matka Chrystusowa była poczęta bez grzechu, skoro Bóg obdarzył Ją przywilejem Niepokalanego Poczęcia, to konsekwencją tego jest, że nie podlegała prawu śmierci. Śmierć bowiem jest skutkiem grzechu pierworodnego. Ponadto nie wypadało, aby ciało, z którego Chrystus wziął swoją ludzką naturę, miało podlegać rozkładowi. Chrystus, którego ciało Bóg zachował od zepsucia, mógł zachować od skażenia także ciało swojej Matki. Wreszcie tajemnica zmartwychwstania i wniebowzięcia jest przewidziana dla wszystkich ludzi, dlatego nie sprzeciwia się rozumowi, aby Chrystus dla swojej Rodzicielki przyspieszył ten dzień.
Dlaczego jednak dopiero od VI w. ta prawda przenika tak mocno świadomość wierzących? W Kościele jest więcej takich prawd, które rozwijały się i zostały wyjaśnione definitywnie później. Tak było np. odnośnie osoby Jezusa Chrystusa, gdy występowano przeciwko Jego naturze Boskiej, dwóm naturom, dwóm wolom (arianizm, nestorianizm, monofizytyzm), a nawet przeciwko jego naturze ludzkiej. Ogłoszenie prawdy o Wniebowzięciu Maryi jako dogmatu wiary było przypieczętowaniem i ukoronowaniem starożytnej tradycji Kościoła.

Wniebowzięcie Maryi Według przekazów Tradycji Matka Boża ostatnie lata swego życia spędziła w Jerozolimie w pobliżu Wieczernika albo w Efezie. Większość badaczy przychyla się do pierwszej możliwości. Istnieje przekaz, że św. Jan Apostoł opuścił Ziemię Świętą w czasie pierwszego wielkiego prześladowania Kościoła w roku 34 i udał się z Maryją do Efezu. Chciał Ją w ten sposób uchronić przed niebezpieczeństwami prześladowań. Jednakże w pierwotnej literaturze chrześcijańskiej nie ma żadnej wzmianki o takiej podróży. Ponadto ustalono, że św. Jan udał się do Efezu dopiero ok. 68 roku, Maryja miałaby wtedy około 85-90 lat. Św. Paweł Apostoł, który wkrótce po śmierci Chrystusa przybył do Efezu, nic nie wspomina, aby przed nim w tym mieście był św. Jan z Maryją. Nie napotkał tam też żadnych śladów chrześcijaństwa.
Apokryficzne Acta Johannis z drugiej połowy II w. wspominają, że Jan, gdy przybył do Efezu, sam był już stary, nie ma też żadnej wzmianki, by Maryja była tam z nim. Aeteria, pątniczka nawiedzająca miejsca święte w latach 385-386, wspomina, że Jan był pogrzebany w Efezie, natomiast nie wie nic, aby tam był grób Maryi. Pseudo-Dionizy Areopagita pisze, że w czasie swojej pielgrzymki do Ziemi Świętej w roku 363-364 dowiedział się od św. Cyryla Jerozolimskiego, patriarchy Jerozolimy, że grób Maryi był w Jerozolimie w Dolinie Jozafata. Podobny opis zawiera apokryf Księga Jana z IV w. W tym apokryfie jest mowa o tym, że Maryja umarła śmiercią naturalną w Jerozolimie, została pogrzebana u stóp Góry Oliwnej w Dolinie Jozafata i że została wzięta do nieba. Wszystkie znane starożytne apokryfy wskazują, że grób Maryi jest w Getsemani w Dolinie Jozafata. Obecnie znajduje się tam kościół, którym opiekują się prawosławni Grecy.

Wniebowzięcie Maryi Kult Maryi Wniebowziętej był w Kościele bardzo żywy i zdecydowanie wyróżniał się wśród wielu innych. Początki święta sięgają już wieku V. Wystawiono tysiące świątyń pod wezwaniem M.B. Wniebowziętej. W ciągu wieków powstało 8 zakonów pod tym wezwaniem: 1 męski (asumpcjoniści - Augustianie od Wniebowzięcia) i 7 żeńskich. W ikonografii scena Wniebowzięcia Maryi należy do bardzo często przedstawianych (dla przykładu: Fra Angelico - w kilku obrazach, Taddeo di Bartolo, Ottaviano Nelli, Giotto, Pinturicchio, C. Bellini, Raffael, Tycjan, Tintoretto, Tiepolo, Perugino, Procaccini, Filippino Lippi, Veronese, Murillo, Velasquez, Konrad von Goest; rzeźbiarze: Liberale da Verona, L. della Robbia, Michał Pacher, Wit Stwosz). Pod opiekę Maryi Wniebowziętej oddał Węgry król św. Stefan, a Francję - król Ludwik XIII (powtórzył to także Ludwik XV).

W polskiej (i nie tylko) tradycji dzisiejsze święto zwane jest również świętem Matki Bożej Zielnej. Na pamiątkę podania głoszącego, że Apostołowie zamiast ciała Maryi znaleźli kwiaty, poświęca się kwiaty, zioła i kłosy zbóż. Lud wierzy, że zioła poświęcone w tym dniu za pośrednictwem Maryi otrzymują moc leczniczą i chronią od chorób i zarazy. Rolnicy tego dnia dziękują Bogu za plony ziemi i ziarno, które zebrali z pól.

Całość tekstu za:

niedziela, 14 sierpnia 2011

XX niedziela zwykła

Mówić sercem i z serca - medytacja biblijna



Tekst ewangelii: Mt 15,21-28

Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami! Lecz On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: Panie, dopomóż mi! On jednak odparł: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.

Prosić to ludzkie

Kobieta kananejska. Nie poddaje się niemocie. Dziś takie sprawy każe się załatwiać w prywatności, bez krzyku na zewnątrz, byle tylko nie robić zamieszania. Boli ją i nie boi się krzyczeć. I o żaden ekshibicjonizm tu wcale nie idzie. Głupcami jesteśmy dusząc w sobie cierpienie, które nosimy. Niewypowiedziane staje procesem, który doprowadza do wybuchu wulkanu i wylania się lawy niszczącej wszystko na swej drodze. Cierpienie może pomieszać w głowie! Wsłuchajmy się w wołanie matki, której córka ma się bardzo źle.
Dlaczego chcemy ukrywać takie doświadczenia? Przed kim (i dlaczego) chcemy zabłysnąć? Bo o pomoc prosić trzeba? A to takie upokarzające? Tak? Na pewno? Przecież człowiek będąc stworzonym jest zależny czyli potrzebuje pomocy. Udając, że jej nie potrzebuje, że jest samowystarczalnym ogłasza, że wszystko jest w porządku.
Proszenie to ludzka postawa nikomu nie uwłaczająca. Co więcej, zaznacza ona, że jesteśmy świadomi tego, kim jesteśmy. Liczyć nam trzeba na Boga! Ta kobieta z ewangelii robiła co po ludzku możliwym było, a kiedy się okazało, że człowiek nic nie może zwróciła się do Pana i to z jaką mocą.

Niespełnione zachcianki

Tak brzydko ją potraktował, myśli wielu z nas. Nawet nie odezwał się ani jednym słowem. Zbył ją. Czyżby Bóg odrzucał proszącego o pomoc? Czyżby nie interesował się potrzebującym? Jeśli taki jest nasz tok myślowy to podobni jesteśmy do uczniów. Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Nie potrafią znieść krzyku bólu serca matki walczącej o swe dziecko. Bo ten krzyk w ich uszach rozbrzmiewa jak wielki bijący dzwon, dzwon prawdy o nas i naszym życiu. Lepiej zagłuszyć, zatkać uszy i nic nie słyszeć. Tak naprawdę jeśli myślimy, że brzydko ją potraktował to nie mamy na uwadze jej tylko nas samych i nasz święty spokój.
Kobieta kananejska wiedziała kogo prosi i wierzyła, że otrzyma pomoc (wystarczy wsłuchać się w pochwałę jej wiary). My obrażamy się na Pana, bo nie jest na nasze skinienie, bo nie spełnia wszelkich naszych zachcianek, które bezczelnie i przewrotnie nazywamy prośbami nie cierpiącymi zwłoki w ich spełnieniu.
Bóg wcale nie chce, żebyśmy poniżali się. Słyszymy, że dziś ludzie gotowi się na wszystko, by coś osiągnąć. Na największe poniżanie, byle tylko do celu dojść (są też tacy, którzy to wykorzystują!). Pan szanuje człowieka i jego godność. Gdyby ta kobieta poczuła się poniżona nie prosiłaby z taką natarczywością. Nie straciła głowy wobec ogromu doświadczanego cierpienia. Jakże wspaniale i umiejętnie rozmawia z Panem Jezusem! Pertraktacje? Sztuka manipulacji? Nie. To serce, które przemawia do serca, to matka, która kocha dziecko i wierzy, że w Bogu znajdzie siłę.

o. Robert Więcek SJ

czwartek, 11 sierpnia 2011

Myśl Arcybiskupa Józefa Życińskiego

Nieraz marzy się nam Kościół
olśniewających sukcesów,
w którym wszystko jest 
idealne,
harmonijne
i bezproblemowe. 


 Tymczasem zamiast barwnych marzeń odkrywamy 
nową postać drogi krzyżowej. Jest na niej pot i kurz. 
Są łzy i krzycząca niesprawiedliwość, połączona z poczuciem naszej bezsilności. 

Co najważniejsze
jest tam również Chrystus, 
który uczy nas wierności Ojcu 
w sytuacjach skrajnego wyczerpania. 


 
abp Józef Życiński, Droga krzyżowa, s. 12.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Początek drogi do Madrytu

Dzisiaj w nocy nasze siostry Aleksandra i Izabela wyruszyły w drogę do Madrytu.




03.15 jeszcze kawa przed podróżą











     Bagaże gotowe
         czekają






                                          

03.20 
pakowanie rzeczy do samochodu





Chyba wszystko wzięłyśmy?





 03.25

W drogę z nami 
          wyrusz    Panie.....

niedziela, 7 sierpnia 2011

Pracowity sierpień

Dwie siostry z naszego "niebieskiego domku" pojechały do Madrytu na Światowe Dni Młodych. Podczas gdy one towarzyszą młodym z duszpasterstwa archidiecezji lubelskiej w tej pielgrzymce wiary, siostry w Warszawie przygotowują się do przyjęcia uczestników letniej sesji Kursu Muzyki Liturgicznej. Oto jej zwiastun nagrany w Radiu Plus Warszawa:





sobota, 6 sierpnia 2011

XIX niedziela zwykła

W scenie z Ewangelii czytamy o silnym wietrze, który przeszkadzał uczniom dopłynąć do drugiego brzegu. Wtedy ujrzeli kroczącego po wodzie Jezusa i usłyszeli Jego słowa: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się     (Mt 14,27). Pokój jest jednym z wymownych znaków Bożej obecności. Bardzo wymowny jest pokój poranka zmartwychwstania i pojawień się Zmartwychwstałego. Kiedy Jezus przyszedł do uczniów wieczorem, powitał ich słowami: Pokój wam! (Łk 24,36). Dalszy przebieg wydarzeń ze św. Piotrem potwierdza tę prawdę. Na słowo Pana Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, dochodził do Jezusa. Kiedy jednak uległ niepokojowi na skutek lęku, zaczął tonąć. Usłyszał potem wyrzut ze strony Pana Jezusa: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? (Mt 14,31).
Przyjściu Boga towarzyszy pokój. Niestety, często nasz lęk powoduje jakieś zablokowanie, zwątpienie, niepokój, trwogę... To, niestety, nie pozwala nam prawdziwie otworzyć się na Niego. Wydaje się nam, że może lepiej byłoby, gdyby ktoś inny mówił nam o Bogu i przekazywał od Niego polecenia. Nam łatwiej jest przyjmować takie pośrednictwo niż bezpośrednie spotkanie. Tym samym jednak toniemy w chaosie tego świata, tracąc to, co najważniejsze. Aby spotkać Boga żywego, trzeba umieć przetrwać wszelkie burze, nawałnice, ogień... które wydają się nas całkowicie niszczyć. Nie możemy ulec lękom, jakie się pojawiają w związku z doświadczeniem sił, które nas przemagają. Bóg ostatecznie pojawia się w łagodności i pokoju temu, kto to wszystko przetrwał w spokojnej ufności.

środa, 3 sierpnia 2011

Panie, czy to ja?

Pan stanął nad brzegiem i szuka tych, którzy są gotowi pójść za Nim.


Panie, Ty spojrzałeś na mnie,
cicho wyszeptałeś moje imię
i powiedziałeś: potrzebuję ciebie.


Jaka będzie moja odpowiedź?